9 października 2021 roku. Orlik. Cisna. Bieszczady. Godzina 4:15.
Temperatura w okolicy -4 stopni Celsjusza. Ludzie w mundurach. Żołnierze, policjanci, strażnicy graniczni, strażacy, cywile. Na wejściu do wielkiego namiotu szybkie ważenie plecaków. Każdy musi mieć minimum 10 kg. Elektroniczne wagi wariują od zimna. Dopiero tradycyjne działają bez zarzutu najczęściej pokazując 12-14 kg. Choć są i takie bagaże ponad 15 kilo.
Jak w zegarku 4:30 Zachar, który jeszcze o 21 dzień wcześniej w Warszawie odbierał nagrodę “Buzdygana Internautów” na Gali Magazynu Polska Zbrojna, rozpoczyna odprawę. Kilka spraw technicznych, kilka słów o tym jak to będzie ciężko i po co właściwie się tam wszyscy zebrali. Można ruszać do wojskowych ciężarówek podstawionych przez podkarpackich Terytorialsów oraz Jednostkę AGAT i w drogę na linię startu. A w zasadzie to w nieznane, w ciemną noc, gdzieś w bieszczadzkie lasy…
Niektórzy uczestnicy korzystają z kilkudziesięciominutowego przejazdu i jeszcze dosypiają. Nagle hałas. Auta stają. Lecą granaty dymne i hukowe. Wszyscy z wozu. Ciemno. Dym. Jakaś polana. Tylko latarki czołowe uczestników rozświetlają okoliczne drzewa. Jest 5:20 gdy na ziemię leci kolejny flashbang i uczestnicy z pierwszej fali ruszają pod górę w ciemny las. Jeszcze tego nie wiedzą, ale za nieco ponad 10 kilometrów w błocie, rzece i lesie, wraz z pierwszymi promieniami słońca dotrą na strzelnicę na pierwsze zadanie specjalne. Godzinę później, gdy wstaje dzień, na trasę rusza druga połowa uczestników.


Tymczasem najszybsi z pierwszej fali przybiegają na strzelnicę, gdzie czekają już na nich, instruktorzy z 7.62 Group, Fundacji Sprzymierzeni z GROM i czołowi polscy strzelcy IPSC. Krótki instruktaż obsługi AR15 i rozgrzani biegiem zawodnicy zrzucają na ziemię plecaki. Składają się do strzału w pozycji leżącej. Nie jest lekko. Przepocony mundur chłodzi zamiast grzać. Ujemna temperatura sprawia, że dłonie zaczynają się trząść. Szybkie pięć strzałów i… stoisz na chłodzie. Czekasz szczękając zębami. Kto lepiej przygotowany wyciąga z plecaka kurtkę puchową by choć trochę się ogrzać. Jak to na selekcji: czekanie, chłód, zmęczenie.
Wreszcie pada komenda: do wozów. I znów kilkunastominutowy przerzut wojskowymi ciężarówkami w inne miejsce. Na pace cisza. Ciemno. Przymknięte oczy. I ta myśl kołacze się po głowie. Ile jeszcze? Co dalej? Co wymyślił Zachar? Wreszcie postój. I znów ludzie w mundurach wylewają się na drogę. Ruszają ostro, ale tuż przed mostkiem skręt i prosto do strumienia. Trzeba się zmoczyć brodząc kilkaset metrów korytem Solinki. Później ostro pod górę, aż do czerwonego szlaku biegnącego wzdłuż polsko słowackiej granicy.
Słońce coraz wyżej, tak jak i uczestnicy. Robi się cieplej z każdym krokiem, z każdą minutą. Mięśnie palą. Słabiej przygotowani już nie idą mięśniami, idą głową. A to dopiero połowa trasy. Ale oni tego nie wiedzą. Idą krok po kroku ścieżką przez las. Jest jakiś prześwit. Piękny widok i… żołnierze z WOT. Czas na pierwszą decyzję: idziesz w lewo w las po trasie Hard, czy prosto szlakiem? Może być krócej, może dłużej. Na pewno ciężej. Trasa Hard biegnie korytem strumienia. Ci którzy się nie zdecydują ruszą szlakiem i drogą asfaltową. Wszyscy spotkają się znowu przy kolejnym punkcie z żołnierzami z WOT.
“Na drzewie macie kartkę z zadaniem. Powodzenia”. Co tym razem? O coś znajomego. “Zapamiętaj liczby i słowa znajdujące się wzdłuż szlaku”. A ten biegnie w błocie po kolana. Niektórzy uczestnicy ledwo widzą, a co tu mówić o zapamiętywaniu haseł. Zatrzymują się co kilkanaście metrów. Rozpoczyna się mordercze podejście pod Duże Jasło. Każda minuta wydaje się wiecznością. Niemal 500m w górę I te myśli kłębiące się w głowie. Kiedy wreszcie będzie jakiejś zejście. Nawet widoki i krótki postój na połoninach nie są w stanie dać wytchnienia. Wreszcie jest szczyt i zejście w dół w kierunku Małego Jasła.
Kilometry biegną szybko. Czuć już niemal metę zbliżającą się z każdym krokiem. Jest upragnione zejście. Ale, ale… coś za dużo tego schodzenia. Już wystarczy. Znów palą mięśnie. Kolana dają o sobie znać. A tu do Cisnej jeszcze kilka kilometrów i niemal 700m w dół. Wreszcie jest droga szutrowa. A na niej kolejni żołnierze WOT. Ważenie plecaków i kolejna decyzja: Hard czy droga szutrowa? Pierwsza prosto w dół i przez Solinkę na metę. Druga trochę dookoła, ale przynajmniej po równym.
Wreszcie jest. Wybiegasz z lasu. Już widzisz namiot i metę. Nagle – stop. To jeszcze nie koniec. Pamiętasz hasła i cyfry na drzewach? Tak, te z podejścia na Duże Jasło. Nie pamiętasz? No to karne burpees (padnij – powstań) z plecakiem, który zdaje się ważyć więcej z każdym kolejnym powtórzeniem. Rekordzista robi 85. Teraz w końcu można przebiec ostatnie kilkadziesiąt metrów z 35 kilometrowej trasy i minąć linię mety.
Udało się to 165 zawodnikom. Najlepszym zajęło to nieco ponad 4h. Ostatni był strażak z Państwowej Straży Pożarnej z Wieruszowa. Cały dystans przebył w swoim stroju służbowym – kombinezonie, butach i kasku strażackim. Wyczyn równie imponujący co ukończenie Maratonu – Selekcja w pierwszej 10tce. Wszyscy jednak niezależnie od zajętej lokaty zgodnie podkreślali, że była to najcięższa z dotychczasowych pięciu edycji imprezy. I że wrócą do Cisnej za rok. By się sprawdzić i uczcić pamięć pułkownika Sławomira Berdychowskiego.
Maraton Selekcja – Memoriał ś.p. Pułkownika Sławomira Berdychowskiego ps. „Czarny” organizowany jest od 2017 roku w Bieszczadach by upamiętnić twórcę i pierwszego dowódcę Jednostki Wojskowej AGAT.
Zawody po raz piąty zorganizował mjr rez. Wojciech „Zachar” Zacharków, były oficer tej Jednostki, który przez kilka lat przygotowywał selekcje do jednostki specjalnej i był szefem grupy szkolenia bazowego Agatu. Maraton organizuje we współpracy z Fundacją Bieg Rzeźnika.