„Pierwszy raz wyruszył na Rysy zimą, w ramach przygotowań pododdziałów „Formacji” do następnej tury misji w Afganistanie. Bagram, Kabul, Bagdad, Pozzi były już wtedy wspomnieniem.
To wejście zapadło mu w pamięć. Od tamtej pory Soli wiele razy samotnie zdobywał tę górę. To łatwy szczyt Tatr. Latem są tacy, którzy wbiegają na niego w butach sportowych i krótkich spodenkach. Zimą jest nieco trudniej.
Wtedy szło ich kilkunastu, towarzyszył im przewodnik TOPR. Miał ogorzałą, spaloną słońcem twarz i pogodne usposobienie, czym zjednał sobie żołnierzy.
– Jeszcze nie teraz. Raki założycie za Czarnym Stawem, na podejściu. Wyżej, dużo wyżej.
– Jak ten czekan się trzyma?
– Przez tę pętlę. Tak. I teraz ściągnij nadgarstkiem. O… dobrze.
Szli jeden za drugim. Mozolnie, powoli. W myśl zasady: „w górach wolno idziesz, dalej zajdziesz”. Soli między „Kosem” a „Makim”. Śnieg był głęboki, wiatr coraz bardziej dokuczliwy. Będzie tak wiał im w prawą część twarzy przez najbliższe cztery godziny. I nic nie można na to poradzić.
(…)
– To musiało być tu.
– Na bank tu.
– Trudno to sobie wyobrazić.
– Znam cię, dasz radę.
– Bardzo bym chciał.
– I jak?
– Musiał widzieć to samo.
– I jak?
– I szkoda. I żal.
– No, to już wiesz, jaki jesteś.
– Ja nie o sobie, tylko… Tędy musiał spadać… Tak… Stromo, nie ma szans, by się zahaczyć o coś, zatrzymać. Podobno nie zdołał zapiąć nart. Runął w dół aż do Czarnego Stawu.
– Poszło!
– I to widział chwilę przed… Jak ja teraz.
– Przeszłość.
– Ciągle nawijał o tych górach. I chyba nigdy nie mieliśmy z „Absolwentem” tego dość.
– Przeszłość razy dwa!
– Czasem całą drogę gadał tylko o tym.
(…)
Rysy były tam nad nimi. Nigdy jeszcze na nie nie wszedł. Za kilka godzin to się stanie. Pierwszy raz. Do tej pory tylko wysłuchiwał w samochodzie, razem z „Absolwentem”, opowieści „Oceana”… Miłośnika gór.”
Pamięci Krzysztofa Klocha ps. Ousi – żołnierza Jednostki Wojskowej GROM, który 30 kwietnia 2012 roku zginął w ukochanych górach.
Powyższe fragmenty pochodzą z książki „Odludek Solitary Soldier” Roberta Kulika.