4 marca 2003 roku. Macedonia. Na skutek wybuchu miny przygotowanej przez Albańczyków giną dwaj żołnierze z 1 Pułku Specjalnego Komandosów – sierż. Paweł Legencki i sierż. Piotr Mikułowski. To pierwsi żołnierze wojsk specjalnych od zakończenia II wojny światowej, którzy zginęli na misji.
To miał być rutynowy patrol żołnierzy z 1 Pułku Specjalnego Komandosów w ramach NATOwskiej misji „Allied Harmony”. Zbliżał się wieczór, a Polacy wraz z tłumaczką wracali już do bazy. Po drodze zabrali ze sobą macedońskie małżeństwo. Jednak ich Honker wjechał na dwie położone na sobie miny przeciwpancerne. Pojazd przeleciał kilkanaście metrów w powietrzu i runął na ziemię.
Mina wybuchła pod tylnym kołem
Tak w książce „LUBLINIEC.PL Cicho i skutecznie. Tajemnice najstarszej jednostki specjalnej WP” opisywał to Jarosław Rybak:
„– Po wybuchu na moment straciłem świadomość. Oszołomiony wyszedłem z samochodu przez wyrwany dach. Odruchowo spojrzałem na zegarek, była 17.20 – opowiada dowódca patrolu kapitan Jacek Ś. (a w Macedonii jeszcze porucznik), który siedział na przednim siedzeniu, obok prowadzącego samochód „Jogiego”. Obaj nie odnieśli żadnych obrażeń. Mina wybuchła pod tylnym lewym kołem, samochód przeleciał kilkanaście metrów i uderzył o ziemię prawym bokiem.
– Było ciemno, przyświecając latarkami szukaliśmy tych, którzy siedzieli z tyłu. Nie było to proste, bo wybuch wyrzucił ich na kilkadziesiąt metrów. Paweł i Piotr leżeli nieprzytomni. Mimo olbrzymich obrażeń dwójka Macedończyków miała świadomość. „Jogi” udzielił im pomocy i zajął się ranną tłumaczką, przygniecioną przez wrak samochodu – wspomina kpt. Ś. Do zamachu doszło pół kilometra od wioski Sopot.
– Zgodnie z zasadami najpierw uruchomiłem wojskowe procedury ewakuacji medycznej. Kiedy na miejscu pojawili się miejscowi, przy ich pomocy wezwałem lokalne pogotowie. Dwie karetki pogotowia przyjechały po 20 minutach – kontynuuje kapitan. Sanitarki były ubogo wyposażone, ale ich załogi cechowały się dużą odwagą. Na drogach często podkłada się po kilka min. Kierowcy musieli mieć świadomość tego zagrożenia, ale sprawnie zabrali rannych: najpierw dwóch Polaków, a następnie dwoje rodaków.
– Tłumaczkę odwieziono na końcu. Była przez cały czas przytomna, „Jogi” się nią opiekował – podkreśla Jacek Ś. Wojskowy konwój z ratownikami dotarł na miejsce tragedii dopiero po trzech godzinach. Przyjechała potężna kolumna z sanitarkami i saperami. – Hiszpański generał, który też się tam znalazł poinformował mnie, że straciłem dwóch żołnierzy – wspomina oficer. ”
Pamięć o poległych
Obaj polegli plutonowi zostali pośmiertnie awansowani na stopień sierżanta, odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi, a także wyróżnieni wpisem do Księgi Honorowej MON.. W Lublińcu służyli zaledwie pięć lat, ale na zawsze pozostaną w pamięci swoich najbliższych i towarzyszy broni.
„Dlaczego pamiętamy, a w zasadzie dlaczego nigdy nie zapomnimy o naszych poległych? Bo jako weterani działań poza granicami państwa zdajemy sobie sprawę, że los Piotra i Pawła mógł podzielić każdy z nas” – powiedział PAP w 10 rocznicę śmierci komandosów dowódca Jednostki Wojskowej Komandosów płk Wiesław Kukuła.
„Ważny jest jeszcze jeden aspekt – ci ludzie poświęcili swoje życie za Polskę, pozostawiając swoich bliskich. Mamy moralny obowiązek nie tylko kultywować pamięć o poległych, ale również wspierać ich bliskich. Ci wspaniali ludzie są ważną częścią społeczności Jednostki Wojskowej Komandosów” – dodał.
źródło: CreatioPR / PAP
Comments
…in the fourth.
Gafa amatora – powinno byc on the fourth