Rocznica śmierci Waldemara Milewicza

Waldemar Milewicz

7 maja 2004 roku na drodze z Bagdadu do Nadżafu w ataku terrorystycznym zginęli wybitny korespondent wojenny Waldemar Milewicz i jego montażysta Mounir Bouamrane. Trzeci członek ekipy TVP, operator kamery Jerzy Ernst, został ranny. Bez szwanku z ataku wyszedł ich iracki kierowca i przewodnik. Dwa lata później, w lipcu 2006 roku, polskie władze poinformowały o zatrzymaniu podejrzanego o udział w tym ataku.

Strzały padają nagle

„Już poza stolicą Iraku okazuje się, że autostrada do Nadżafu jest zablokowana przez wojsko (Amerykanie puścili nią jakiś duży konwój). Kazzaz proponuje więc boczną drogę, przez miasteczko Mahmudi. To 30 kilometrów na południe od Bagdadu. Zapewnia, że droga jest bezpieczna. Nie pierwszy raz wiezie nią dziennikarzy.

Na moment zatrzymują się w Mahmudi. Wąskie uliczki, nabite ludźmi targowisko. Kazzaz kupuje w małym sklepiku napoje chłodzące dla polskiej ekipy. Powinno wystarczyć do Nadżafu. Ruszają w drogę.

Za kierownicą osobowego samochodu siedzi Kazzaz, obok na przednim siedzeniu Ernst, za nim Milewicz, za kierowcą – Bouamrane. Strzały padają nagle, z tyłu.

Sypie się szkło. Mundi krzyczy. Kierowca chowa głowę. Ernst trzyma między nogami kamerę, więc nie może się schylić. Rozpada się przednia szyba. Kule prują deskę rozdzielczą i drzwi. Furgonetka napastników zrównuje się z nimi. Pękają przestrzelone opony. Auto wbija się w pas ziemi rozdzielający dwie jezdnie.

Seria trwa 30, 40 sekund, potem robi się cicho. Kazzaz i postrzelony w rękę Mundi wyskakują z samochodu. Ernst nie może wyjść, blokuje go kamera. Odwraca głowę, widzi, że Milewicz jest blady, wciąż siedzi, nie próbuje uciekać. Kazzaz otwiera drzwi z tyłu i próbuje wyciągnąć reportera.

Wtedy pada druga seria – napastnicy musieli zawrócić. Ernst rzuca się na siedzenie kierowcy, dostaje w rękę, którą zasłaniał twarz. Mundi – śmiertelny postrzał w klatkę piersiową. Bandyci odjeżdżają.” (fragment opowiadania ze zbioru „Psy z Karbali” autorstwa Marcina Górki & Adama Zadwornego).

Nie boi się tylko głupiec

Gdyby nie było takich dziennikarzy, to skąd widzowie wiedzieliby, co dzieje się na świecie? Ktoś musi to robić. Co komu pisane, to będzie. Traktuję to jako normalną, zwykłą pracę. Często ludzie pytają, czy się nie boję. Kiedyś chciałem powiesić sobie na piersi taką tabliczkę z napisem, że nieprawdą jest, że się nie boję. Nie boi się tylko ten, który nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, głupiec. Ja staram się po prostu o tym nie myśleć” – mówił Milewicz w jednym z programów poświęconych jego karierze.

I nie myśląc o strachu pokazywał polskim widzom obrazy z całego świata tworząc opowieść o okrucieństwie i ludziach, dla których często był jedyną nadzieję. Za najważniejsze w swojej pracy uważał uświadamianie ludziom ogromu tragedii, która dotyka innych. Twierdził, że tylko w ten sposób można pomóc, bo wizyta zagranicznych dziennikarzy bywa ostatnią deską ratunku. 

Inspirował także innych korespondentów – m.in. Annę Wojtachę:

Osobą, która bez wątpienia wywarła na mnie wpływ, był Waldemar Milewicz. Prowadził w Telewizji Polskiej program „Dziwny jest ten świat”. Pokazywał głównie reportaże z miejsc konfliktów. Fascynowały mnie. Najbardziej zapamiętałam te z drugiej wojny czeczeńskiej, bo interesowałam się wtedy Rosją i Kaukazem. Podobały mi się też materiały z Afganistanu i Iraku.

W tamtym czasie ludzie w Polsce w ogóle nie rozumieli, jak żyją muzułmanie i o co im chodzi. Waldek wyjaśniał kulturę, obyczajowość, lokalną politykę, pokazywał, jaka jest pozycja kobiet w ich społeczeństwie.

We wspomnieniach o Waldemarze Milewiczu pt. „Wojna jest zawsze przegrana” tak wspominała chwilę gdy dotarła do niej wiadomość o ataku.

Wiele razy był w strasznych tarapatach i zawsze wychodził z nich bez szwanku. Nigdy nawet nie został ranny. Później przyszło jednak potwierdzenie, że nie żyje. W pierwszym odruchu do niego zadzwoniłam. Zgłosiła się poczta głosowa…„.

Urna z jego prochami spoczęła w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.


Waldemar Milewicz miał 48 lat. W TVP pracował od września 1981 r. w redakcji zagranicznej – najpierw “Dziennika Telewizyjnego”, a następnie TAI. Od dziewięciu lat był korespondentem wojennym. Przygotowywał m.in. reportaże z Bośni, Czeczenii, Kosowa, Abchazji, Ruandy, Kambodży, Somalii, Etiopii i Iraku. Laureat wielu prestiżowych nagród m.in. Grand Press jako Dziennikarz Roku 2001 i 2003, oraz za news (1999) i reportaż telewizyjny (2000). Uhonorowano go też nagrodą SAIS-Ciba Prize for Excellence in Journalism za reportaż: “Czeczenia – 6 dni wojny” w 1995 r., przyznaną przez Johns Hopkins University w Waszyngtonie, nagrodą SDP oraz nagrodą Fundacji Xawerego i Mieczysława Pruszyńskich. Otrzymał też Wiktory w kategoriach najlepszy publicysta oraz dziennikarz roku.

Mounir Bouamrane miał 36 lat. Urodził się i wychował w Algierze. Jego matka jest Polką. Po maturze przeniósł się do Polski. W TVP pracował od 11 lat, był montażystą obrazu i dźwięku w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.

źródło: Tygodnik Przegląd, Wp.pl, Interia.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *