10 stycznia 2012 roku rano grupa terrorystów zaatakowała siedzibę gubernatora prowincji Paktika. Napastnicy wzięli zakładników i zabarykadowali się w budynku. Na miejsce natychmiast skierowano siły koalicji oraz pododdziały afgańskiej policji (ANP). Pierwsze trzy próby opanowania budynku, podjęte głównie siłami afgańskiej policji, nie przyniosły powodzenia. Terroryści ostrzeliwali się skutecznie z broni maszynowej i granatników.
Wówczas o pomoc poproszono żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów, którzy wraz z grupą szkolonych podopiecznych afgańskich antyterrorystów z Provincial Response Company przy wsparciu snajperów z Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej ruszyli do akcji. Była to bezprecedensowa w historii misji ISAF operacja ratowania zakładników przetrzymywanych przez terrorystów-samobójców, która trwała kilkanaście minut. Udało się uwolnić wszystkie przetrzymywane osoby, żaden z polskich ani afgańskich żołnierzy nie został ranny.
Tak całą operację podsumowało w swoim komunikacie Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych:
„Opracowano plan szturmu, który został zaakceptowany przez kierującego operacją i Dowództwo Wojsk Specjalnych. Budynek został opanowany od najwyższej kondygnacji do piwnicy. Podczas działania Grupy Szturmowej uwolniono trzech przetrzymywanych zakładników oraz zneutralizowano wszystkich terrorystów. Jeden z terrorystów ubrany w policyjny mundur i kamizelkę samobójcy z zamiarem zdetonowania jej poległ zanim zdążył dokonać detonacji”.
Poniżej fragment wspomnień jednego z operatorów Jednostki Wojskowej Komandosów:
„Konwencjonalni już zrobili swoje… Huk, ogień i dym. Ostatni atak sił amerykańskich podpalił dach. Jedyne co dobre to to, że w zamieszaniu dwóm zakładnikom udało się uciec.
Dociera meldunek wywiadu elektronicznego – lokalne bojówki Talibskie słysząc odgłosy walki już się skrzykują by zrobić dym w całym mieście. Zgodnie z moim przeczuciem wprowadzają nas do akcji. US i AFG oddają nam pełne dowodzenie, kontrolę nad obiektem i wszystkimi siłami na miejscu. Nie ma już wiele czasu, więc robimy szybki plan wejścia – czyli jednak szturm natychmiastowy. Mało komfortowa sytuacja, cholerne ryzyko. Nasi snajperzy zgłaszają brak możliwości oddania skutecznego strzału. Terroryści są ubrani w afgańskie mundury podobnie jak niektórzy zakładnicy – będzie ciężko – myślę.
Kordony zgłaszają gotowość, a nasz wodzu dostaje zielone światło z ISAF SOF i DWS. Ogień na główne wejście do budynku plus zamarkowany manewr konwencjonalnych odwracają uwagę terrorystów. Ruszamy, niezauważeni dopadamy schodów przeciwpożarowych, torujemy przejście przez drzwi i jesteśmy na górnym piętrze. Tam kupa gruzu i dym, a nad naszymi głowami palący się dach. Cicho sprawdzamy pomieszczenia i szybko przemieszczamy się do przodu.
Nagle z pokoju po lewej wychodzi jeden z nich i natychmiast rzuca się w naszym kierunku z okrzykiem „Allah akbar!”. Jest w odległości kilkunastu metrów, ma na sobie kamizelkę z materiałami wybuchowymi i telefon w lewej dłoni. Błyskawicznie odpowiadamy i nie pozwalamy mu zdetonować ładunków. Gdy mijam go bezwładnie leżącego, kątem oka widzę palce zaciśnięte na klawiaturze telefonu – było blisko – myślę. Sprawdzamy pomieszczenie po pomieszczeniu i dostrzegamy kolejnego z nich – ukryty pod stertą kocy, w napięciu wyczekuje na możliwość oddania strzałów… Spryciarze – pomyślałem – widząc jak nasi w ułamku sekundy odebrali mu jakiekolwiek szanse.
Dwóch zakładników krzycząc klęczy w rogu pomieszczenia po lewej stronie. Są skuci i mają zawiązane oczy. Nie wiedzą o tym, ale my zawsze zakładamy, że oni też mogą być terrorystami… Dopiero po kilku godzinach, po ich pełnej identyfikacji uścisnąłem im dłonie. Nasi z chłopcami z PRC zalewają kolejne pomieszczenia. Zrobiło się już całkiem cicho, od czasu do czasu docierają do mnie tylko komendy „czysto”.
Znajdujemy dwa ciała, w tym jednego cywila. Zginęli parę godzin temu. Chyba czuję ulgę, żaden zakładnik nie zginął w czasie naszego szturmu. Na klatce schodowej znajdujemy kolejnego martwego cywila, a na nim ciało afgańskiego policjanta, który wcześniej wraz z siłami konwencjonalnymi próbował zdobyć budynek. Szukamy w nim śladów życia – bezskutecznie. W głównym holu zabezpieczamy torbę pełną materiałów wybuchowych z wychodzącymi z niej przewodami elektrycznymi. Słyszę jak przez radio nasi wzywają EOD, pada komenda do przekazania budynku. Pojawiają się saperzy i nasi z intelu…
Wychodzimy. Oczy zalewa mi fala światła, jacyś ludzie podbiegają z podziękowaniami… W sumie uratowaliśmy trzech zakładników. ”
Jeśli interesuje Cię więcej informacji na temat tej operacji to koniecznie sięgnij po książkę Jarosława Rybaka pt. „Task Force-50. Operacja „Sledgehammer”.