Radzenie sobie ze stresem – Żwiru

Żwiru i Chriss -Jednostka Wojskowa GROM

Stres towarzyszy nam ciągle zarówno w pracy zawodowej jak i życiu codziennym. Jednak są pewne szczególne grupy zawodowe które narażone są jeszcze bardziej. Do nich zaliczają się między innymi żołnierze, policjanci, strażacy, lekarze, ratownicy górscy czy medyczni. Na pewno ty również masz wiele życiowych doświadczeń, związanych z przebytym stresem, którymi mógłbyś się podzielić. Dzisiaj jednak mam dla ciebie coś szczególnego.

Historia człowieka który całe swoje życie zaraża optymizmem. Jako operator Jednostek Specjalnych brał udział w setkach akcji bojowych, skakał na spadochronie z pełnym bojowym wyposażeniem, wspinał się w górach, nurkował a także ratował życie rannych w szpitalu na misjach.

ŻWIRU mój wieloletni przyjaciel.

Jak on radzi sobie ze stresem?

Stres towarzyszy i towarzyszył mi na co dzień. Czy to były działania w Afganistanie, zawody sportowe czy zajęcia terenowe. Będąc operatorem Grom-u bardzo często byłem obciążony ogromną odpowiedzialnością zarówno za życie i zdrowie kolegów jak i moje własne.

Odpowiadałem za powodzenie akcji, ćwiczenia czy choćby za przeprowadzenie ćwiczeń na odpowiednio wysokim poziomie. Z pewnością mogę powiedzieć, że ten stres był bardzo różny i zleżał od tego czym był spowodowany. Czasami był paraliżujący i trudny do opanowania, a czasami bardzo motywujący i pozwalający wejść na wyższy poziom działania.

Jak sobie z nim radzę?

Stres jest tym większy im jestem gorzej przygotowany do działania. Jest mniejszy gdy czynność z którą jest związany wykonuję częściej np: skoki spadochronowe. Jako skoczek i instruktor spadochronowy wielokrotnie odczuwałem stres. Wiązał się on zarówno z samym skokiem, ale dotyczył też spraw technicznych związanych chociażby z prawidłowym złożeniem spadochronu.
Pojawiały się myśli: Czy na pewno dobrze poskładałem spadochron? Czy na pewno sprawdziłem kogoś, kto składał swój spadochron?

Przyznam się wam, że nigdy nie lubiłem składania spadochronu i pewnie dlatego moje myśli krążyły wokół tej nielubianej czynności. Działo się to przed samym skokiem już w samolocie czy śmigłowcu. Tu bardzo pomagały mi trzy głębokie spokojne oddechy. Tuż przed otwarciem rampy lub przed podejściem do drzwi. Po tych oddechach zawsze czułem rozluźnienie a jednocześnie pozwalało mi to na jeszcze większą koncentrację na skoku. Te głębokie oddechy stosuję bardzo często również dzisiaj gdy podchodzę do krawędzi dachu, skały czy choćby na wieży widokowej.

Czym innym było gdy pierwszy raz skakałem z zasobnikiem 40kg przyczepiony z przodu. Byłem już w miarę doświadczonym skoczkiem z ponad 200 skokami. Przed skokiem wszystko sobie poukładałem w głowie – co i jak będę robił w powietrzu, powtórzyłem procedurę awaryjną.

Trzy oddechy pomogły jak zawsze, jednak tylko do momentu opuszczenia samolotu. Po paru sekundach prawidłowego opadania nabrałem prędkości i okazało się, że opadanie z zasobnikiem nie jest takie proste. Zacząłem opadać chaotycznie i bez kontroli nad sobą i zasobnikiem. W tej sytuacji stres wzrósł maksymalnie w ułamku sekundy. Nie było czasu na oddechy ani myślenie o sposobach na radzenie sobie ze stresem. Tam był tylko czas na działanie. Cała koncentracja była skupiona na procedurach, które tyle razy były przeze mnie przećwiczone w głowie.

Koncentracja

Próba stabilizacji opadania, wygięcie. Pierwsza próba się nie powiodła. Skontrolowałem wysokość i podjąłem kolejną próbę. Tym razem z sukcesem. Szybkie otwarcie spadochronu i cisza. Stres opada tak szybko jak powstał i następuje koncentracja na kolejnym etapie zadania.

Zawsze pomimo częstych rozmów żartów przed czy w trakcie skoków, znajdowałem czas na wewnętrzną koncentrację i przemyślenie tego co będę robił, w samolocie, podczas skoku, przed otwarciem czaszy i po. Jak przygotuję się do lądowania i jak wyląduję.

Trening czyni mistrza

Ta koncentracja z pewnością minimalizowała odczucie stresu przez to, że wiedziałem co się powinno wydarzyć. Im więcej treningu praktycznego, czy tylko w umyśle, tym łatwiej przejść przez taki skok. Mogę z pewnością przytoczyć tu stare przysłowie: „Trening czyni mistrza”.

Inaczej to wyglądało kiedy w nocy w Afganistanie stałem przed drzwiami, za którymi spodziewaliśmy się realnych przeciwników. Gdzie bardzo często wiedzieliśmy ilu ich jest, jak są uzbrojeni i jak są zdeterminowani do walki. Tam też były oddechy, ale dużo wcześniej – jeszcze w bazie, kiedy wsiadałem do śmigłowca czy transportera. Tu już była pełna koncentracja, ciągła analiza otoczenia.

Praktycznie przed każdą akcją robiliśmy omówienie działania z jak największą ilością detali. Tak, żeby jak najmniej nas zaskoczyło w terenie. Mieliśmy też stałe procedury wielokrotnie przećwiczone na różne sytuację. Wiadomo jednak, że trening treningiem, a życie życiem. Podczas akcji z pewnością pomagała mi pewność działania zdobyta na wielokrotnych morderczych treningach, poczucie działania w zespole, wiara w kolegów i w to co robiłem. Tu umiejętność wyizolowania się od świata zewnętrznego i skupieniu się tylko na zadaniu była dla mnie nieoceniona. Wewnętrzny spokój i ciągła analiza tego co mnie otaczało.

Widzenie przestrzenne – co gdzie się dzieje i pełna gotowość do działania. Odbieranie otoczenia wszystkimi zmysłami. Trening i procedury były tu bardzo ważne. Stres nie opadał, miał tylko różną amplitudę w zależności od tego na którym etapie działania byłem. Przygasał dopiero w bazie, ale nawet tu nie spadał do zera. Ten stres był dla mnie mobilizujący. Wiedziałem, że błąd popełniony przeze mnie podczas akcji, może się skończyć utratą zdrowia lub życia nie tylko mojego, ale również moich kolegów czy niewinnych ludzi.

Nie zabieram pracy do domu

Kiedyś po misji robiłem badania lekarskie, których elementem była ankieta. Zadawano mi pytania o wydarzenia na misji, a widziałem naprawdę wiele, ponieważ będąc paramedykiem często pomagałem w szpitalu. Pani psycholog zadała mi pytanie jak sobie radzę z tym wszystkim tu w kraju, w domu? Odpowiedziałem, że nie zabieram pracy do domu. Powiedziała, że mi zazdrości.

Czy rzeczywiście potrafiłem nie zabierać tego bagażu do domu? Dzisiaj powiem, że nie wiem. Bo trudne sytuacje nas hartują, zmieniają nasz punkt widzenia, przesuwają granice naszej odporności, również odporności na stres.

Z pewnością umiejętność radzenia sobie ze stresem jest bardzo ważna na co dzień i ułatwia nam podejmowanie prawidłowych decyzji czy ruchów. Dzisiaj nawet gdy w nocy jako kierowca, jadę drogą przez las często się izoluję od otoczenia i skanuję drogę wypatrując zagrożenia w postaci dzikich zwierząt rowerzystów czy nieoznakowanych pieszych. Na szczęście wciąż z sukcesem.”

Żwiru wielkie dzięki!

To nie koniec jeśli zainteresowałem cię czekaj na więcej. Tym razem opowiem o swoich metodach radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Wszyscy którzy mnie poznali wiedzą że jestem niezwykle opanowany i spokojny zarówno podczas szkoleń jak i w życiu osobistym.

Czy są na to jakieś specjalne techniki czy po prostu wrodzone cechy które posiadam? O tym już wkrótce.

Na zdjęciu wspólnie ze Żwiru Team Irak Ad-Diwanijja trening rok 2007.

Więcej o nim znajdziecie we wpisie z cyklu „Ludzie Wojsk Specjalnych” – Żwiru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *