Dziś kolejna rocznica sukcesu żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów pełniących służbę w Afganistanie w 2011 roku. W nocy z 19 na 20 listopada zatrzymali Mulle Abdula Wakhila – mózg siatki, która odpowiadała za przygotowanie zdalnie odpalanych ładunków, większość ataków na polskie konwoje, a także za ostrzały polskich baz. Przez długie miesiące znajdował się na priorytetowej liście poszukiwanych terrorystów (JPEL – Join Priority Effects List). W 2011 roku przez nasze siły był uznawany za jednego z 5 najgroźniejszych rebeliantów.
Akcja została przeprowadzona przez komandosów z Zadaniowego Zespołu Sił Specjalnych wspieranego przez polski wywiad oraz żołnierzy ze Zgrupowania Bojowego Alfa i Samodzielnej Grupy Powietrzno – Szturmowej.
Wspomnienia
A tak zatrzymanie Wakhilla wspomina jeden z uczestników tych wydarzeń:
„Przyleciałem kiedyś do Ghazni, aby wziąć udział w robocie na JPEL. Cel był bardzo wartościowy: Mułła Abdul Wakhil. Najbardziej poszukiwany cel osobowy w prowincji Ghazni. Był dowódcą całej siatki terrorystycznej w tej części kraju. To on koordynował przygotowywanie wszystkich zamachów w rejonie. Z ustaleń Służby Kontrwywiadu Wojskowego wynikało, że osobiście stał za zorganizowaniem zamachu z 18 sierpnia 2011 roku, w którym zginął polski żołnierz.
Na Wakhila polowało wiele innych task force’ów z różnych krajów. Cel ten był poszukiwany i doskonale znany całym siłom koalicyjnym. Schwytanie go żywego dostarczyłoby wielu cennych informacji na temat funkcjonowania całej organizacji w Afganistanie, a nawet poza nim, gdyż Wakhil miał kontakty również w siatce Al-Kaidy w Pakistanie i Iranie. Nie było to jednak łatwe. Wakhil był bardzo ostrożny i wrażliwy na najsubtelniejsze nawet sygnały, że ktoś może na niego szykować zasadzkę. Nigdy nie nocował dwie noce z rzędu w tym samym miejscu. Nie używał telefonu komórkowego. Doskonale zdawał sobie sprawę z możliwości, jakie mają siły koalicji w formie rozpoznania elektromagnetycznego. Nie ufał nikomu. Przez całą dobę pilnowało go kilku uzbrojonych ochroniarzy.
Pierwsze podejście
SKW otrzymała informację od swojej siatki wywiadowców, że Wakhil ma przyjechać w nocy do jednego ze swoich domów w prowincji Ghazni. Informacja pochodziła z wiarygodnego źródła, więc wszystkie ręce poszły na pokład w przygotowywanie przeprowadzenia akcji. Około wpół do dziesiątej wylecieliśmy z bazy trzema śmigłowcami Mi-17. W każdym ze śmigłowców było ośmiu operatorów TF-50 oraz tyle samo Tygrysów z PRC. Dodatkowo w jednej z maszyn leciał żołnierz Narodowej Komórki Kontrwywiadu, który miał potwierdzić obecność celu na obiekcie.
(…)
Celu nie było w obiekcie. Równie skrycie wycofaliśmy się. Wybraliśmy nowe miejsce podjęcia przez śmigłowce z dala od wioski. Wróciliśmy do bazy, gdy dzień budził się do życia.
(…)
Do dwóch razy sztuka
Nie chcieliśmy znów ryzykować lotu śmigłowcami i tym samym wypłoszenia go z obiektu. Padł więc pomysł, aby pójść po niego pieszo. Z bazy było 12 km. Zachowując pełną dyskrecję, nasz camp wewnątrz bazy opuściliśmy skrycie. Przez ogrodzenie przeszliśmy w miejscu całkowicie zaciemnionym. Teren do marszu był łatwy, ale ze względu na wiele namiotów nomadów z plemienia Kuchi, które napotkaliśmy, musieliśmy dołożyć kilka kilometrów. Przed samym obiektem otrzymaliśmy potwierdzenie o obecności celu. Wejście do kalaty odbyło się w całkowitej ciszy. Jako członek roof teamu zawinąłem ochroniarza kimającego pod grubym kocem na dachu. Sam Wakhil również został zatrzymany w łóżku. Gdy operatorzy zbliżali się do niego, obudził się i nawet próbował sięgnąć po pistolet, który trzymał w pobliżu. Nie zdążył”.
Fragmenty pochodzą z książki byłego operatora Jednostki Wojskowej Komandosów – Krystiana „Wójo” Wójcika pt. „StaraPaka No. 3”. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to koniecznie sięgnijcie po tę pozycję. Śródtytuły naszego autorstwa. Fot. PKW Afganistan