Służbę w Jednostce Wojskowej Komandosów (JWK) rozpocząłem w 1997 roku. Gdy zaczynałem nie było selekcji jaka jest w obecnym kształcie. Do Lublińca przychodzili ochotnicy z całej Polski, którzy chcieli tu być i wiedzieli po co idą. Początkowo myślałem o służbie w innej jednostce, ale w WKU powiedzieli do mnie: „A może Lubliniec?”.
Wiedziałem, będzie ciężko, ale podjąłem wyzwanie i naprawdę jest warto. W tamtych czasach mieliśmy minimalną ilość sprzętu, ludzie od podstaw tworzyli taktyki, większość organizowaliśmy oraz wprowadzaliśmy sami. Nie było takich ilości szkoleń, czy współpracy międzynarodowej jak jest obecnie.
Przez okres służby w JWK pracowałem/służyłem na różnych (kompaniach, zespołach). Po ukończeniu kurs bazowego trafiłem do Zespołu Bojowego B. Z JWK byłem na międzynarodowym szkoleniu w Gujanie, podobnego do SERE B. Dżungla uczy pokory, jest zupełnie inna niż nasze wyobrażenie będąc w kraju. Temperatura 27-30 stopni, ale wilgotność powietrza na poziomie 85 %. Od momentu wejścia do dżungli człowiek był non stop mokry – i tak przez 3 tygodnie.
Do tego wszechobecne insekty – wije, skolopendry, trzeba było uważać na wszystko i mieć cały czas oczy szeroko otwarte. Trudno to ująć w słowach, można to porównać do sytuacji, gdy zamykamy człowieka w mundurze w saunie i robi non stop pompki oraz przysiady. Uczyliśmy się topografii, terenoznawstwa, poznania klimatu i środowiska, mimo iż było to wyzwanie – bezsprzecznie było warto!
Jakie są relacje na zespole?
Zespół to krewni, zaś grupa to jak rodzina. Jesteśmy zżyci wspólną pracą, znamy się, lubimy się ze sobą spotykać. To nie tylko koledzy z którymi podczas szkoleń śpię w lesie, ale także przyjaciele, nasze rodziny się znają i spotykamy się także prywatnie.
Byłem na dwóch misjach w Afganistanie i Bośni. Pojechałem zaraz po kursie bazowym i chciałem sprawdzić ile z tego co mnie nauczono mogę wykorzystać w realnych działaniach i operacjach. Wnioski były pozytywne! Dzięki temu po powrocie do kraju to ja chciałem przekazywać dalej tę wiedzę i zacząłem prowadzić bazówkę. Kandydat musi być zmotywowany, przez rok szkolenia cały charakter danej osoby zostanie sprawdzony. Ludzie muszą chcieć być operatorami. Muszą mieć to we krwi! Różnica pomiędzy pracą a byciem operatorem jest taka, iż coś go po prostu ciągnie do nas.
Pamiętam kilka osób, którzy mieli trudne początki, mieli już wylecieć, ale ktoś zawsze widział potencjał, mówiliśmy: „dajmy mu szansę” i często kończyli z dobrym wynikiem. Trzeba zawsze wierzyć w ludzi, mimo, iż często wymaga to czasu! Czasami odpadają ludzie, którym brakuje dojrzałości, a my potrzebujemy osób dojrzałych i stabilnych emocjonalnie. Muszą wiedzieć po co do nas idą. Czasami jak ktoś odpada na bazówce wraca po roku, a my widzimy w nim progres jaki zrobił, jego postrzeganie świata i wnioski jakie wyciągnął.
Czym są dla mnie te lata służby w JWK?
Dzięki niej czuję się jakbym nadal miał 25 lat, zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Rozwijam się, to jest nie tylko przygoda, ale realizacja marzeń i pasji, każdego dnia są nowe wyzwania. Do tego ludzie, współtowarzysze…tego się nie zapomina. To jest ważne. Ja po prostu chcę tu pracować, poznawać ludzi i coś zdobywać. Czym więcej się dzieje tym lepiej. Tu się realizuje.
Ważne jest także aby rodzina była świadoma służby w naszej jednostce, tego, iż często może kogoś nie być, ale także tego, iż robimy to dla czegoś i dla kogoś. To zrozumienie przez nasze rodziny jest ważne, trzeba i warto mieć do kogo wracać. Moja żona jest silną kobietą, jak dzwoniłem z misji zawsze odpowiadała: „U mnie wszystko w porządku”, a została sama z problemami oraz domem.
Co warto jeszcze dodać?
W JWK nie ma ludzi z przypadku. Trzeba chcieć tu służyć, być zmotywowanym, a przede wszystkim wytrwałym w dążeniu do celu.”
Jeśli i Ty chcesz tam być to zapoznaj się z warunkami rekrutacji do Jednostki Wojskowej Komandosów.
Źródło: Cisi i skuteczni
Foto: Irek Dorożański