Na X zmianie ISAF (International Security Assistance Force) w Afganistanie JWK (Task Force 50) obstawiła tym razem 3 kierunki. Główne siły w bazie w Ghazni oraz po grupie specjalnej w FOB Warrior i Sharana w prowincji Paktika. O ile Ghazni i Warrior to już tzw. stałe destynacje TF-50 o tyle Sharana to znów nowe wyzwanie. W czasie misji Enduring Freedom żołnierze 1PSK operowali w tym rejonie, jednakże ISAF to całkiem inna rzeczywistość.
Zdobywanie serc i umysłów
Głónym celem operacji ISAF „zdobywanie serc i umysłów”, a dla sił specjalnych oznacza to zadania military assistance i prowadzenie operacji specjalnych wraz z siłami lokalnymi – partnering. W Ghazni, pododdział PRC (Provincial Response Company) stanowili oklepani w boju, mocno zmotywowani „Afghani Tigers”. W Warriorze młodym tygrysom też już wyrosły kły. Zaczęliśmy ich szkolić na VII zmianie, więc osiągnęli już naprawdę zadowalający poziom.
W Ghazni i Warriorze działo się dużo. JWK/TF-50 wraz z PRC przeprowadziło kilkadziesiąt operacji zatrzymując najbardziej poszukiwanych terrorystów w tym wielu z listy JPEL (Joint Prioritized Effects List), oraz likwidując składy broni i materiałów wybuchowych do produkcji IED.
Jednakże to operacja w Sharanie przeprowadzona 10.01.2012 przyćmiła wszystko inne w tamtym czasie. Operacja Sladgehammer. Do dziś bezprecedensowa prawdopodobnie robota z kategorii HRO (Hostage Rescue Operation) przeprowadzona przez TF-50 i PRC. Bardzo śmiało zaplanowana i perfekcyjnie wykonana. Skutkiem operacji wszyscy zakładnicy zostali uratowani, a terroryści zabici. Była to operacja, o której wiele już powiedziano i nawet napisano, dlatego chciałbym napisać o innej robocie, która miała miejsce kilka dni wcześniej, a również przysporzyła mi sporo siwych włosów.
„Old Woman”
Operacja pk. Old Woman z kategorii Cordon and Search. Celem nie był nikt wyjątkowo ważny w hierarchii afgańskiej siatki terrorystycznej – płotka. Robota zaplanowana pod „nasz” pododdział „Tygrysów”, aby zdobywali doświadczenie na „miękkich” celach. Szkolony przez nas pododdział PRC był już po szkoleniu podstawowym przeprowadzonym przez warszawski OS ŻW (Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej) podczas poprzedniej zmiany. Mieli bardzo mocny fundament, który my rozbudowywaliśmy.
Nasza operacja niestety była wielokrotnie przekładana z powodu braku śmigłowców. Słaby cel to i przydział środków lotniczych nie był priorytetem. W połowie grudnia po kolejnym request’cie dostaliśmy odpowiedź, że jedyny wolny termin to 31.12.2011 – może ktoś liczył na to, że nie weźmiemy. Wzięliśmy. Obiektem był dość spory compound na obrzeżach niewielkiej wsi położonej w bardzo rozległej dolinie. Kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Pakistanem. Ok. godz. 21.00 na pokładzie CH47 Chinook w asyście dwóch AH64 Apache lecieliśmy na „łatwą, lekką i przyjemną” robotę o kryptonimie „Old Woman”.
W sylwestra (nie) strzelamy
LZ (Landing Zone) oddalone było od obiektu o kilka kilometrów. Noc była mroźna. Szliśmy w ciszy. Kilkaset metrów przed obiektem wybiła północ. Sylwester na misji to zawsze ciekawe przeżycie. W Polsce jest wielu przeciwników strzelania w Sylwestra, ale albo oni nie jeżdżą na misje albo zmieniają poglądy (ja zmieniam). W Sylwestra w bazach strzelają wszyscy i ze wszystkiego. Mimo, że dowódcy baz już wiele dni przed końcem roku ostrzegają przed konsekwencjami, zabraniają, proszą i grożą, grożą i proszą, aby nie strzelać – nie pomaga.
Staliśmy tak na zmrożonej afgańskiej pustyni i podziwialiśmy rozbłyski i smugi na niebie wystrzeliwane daleko za wzgórzami – znowu ktoś nie posłuchał camp commandera. No i wszystko ładnie i pięknie, tylko że te fajerwerki obudziły we wsi psy.
Długo musieliśmy czekać, aby przestały ujadać. Obawiałem się, że elementu zaskoczenia już chyba nie będzie. Ok. 200m od obiektu rozbudzone psy zwęszyły nas i na nowo rozpoczęły alarmować wieś. Kilka wygłuszonych strzałów uciszyło okolicę, ale niestety było już za późno. Przyspieszyliśmy kroku jeszcze z nadzieją, że na obiekcie nikt się nie obudził. Z wykorzystaniem rozkładanych drabin forsujemy ogrodzenie w kilku miejscach. Zalewamy compound.
„Tygrysy” wchodzą do akcji. Czeszą pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze. Razem z nimi wchodzę do jednego z nich. Korytarz na wprost, pomieszczenia lewo i prawo. Idę w lewo. Tłukę szybę i wchodzę jakby przez okno do dużego pokoju. „Tygrysy” za mną – jest to pokój dla kobiet z dziećmi. Tygrysy robią swoją robotę – przeszukują pomieszczenie i ludzi, a ja się przyglądam – dobrze im idzie.
Skrytka
Słyszę nagle jakieś krzyki dochodzące z korytarza. W jednym z kolejnych pomieszczeń „bad guy” z karabinem maszynowym zasadził się w jakiejś dziurze i nie chce dać się żywcem. Było to pomieszczenie jak każde, ale za wiszącym na ścianie dywanem było wejście/dziura do skrytki, w której siedział kolo uzbrojony w karabin Diektariew (DPM). Zdobywamy główne pomieszczenie. Jestem jako jedynka przy wejściu/dziurze do skrytki. To wejście był trochę większy niż wejście do psiej budy.
Ostrożnie „wykrajam”. Widzę prawą ścianę i narożnik (krótkie w prawo). Wkręcam się powoli w lewo. W środku cisza i wydaje mi się, że widzę całe pomieszczenie z wyjątkiem lewego rogu. Delikatnie wsuwam się do otworu i widzę lewy róg – pusto. W tym samym ułamku sekundy widzę kątem oka ruch i jednocześnie czuję zimną lufę dotykającego mojego policzka, słyszę suchy trzask niewypału.
Cofam gwałtownie głowę zostawiając lufę w środku i walę na pałę w tym kierunku zmieniając lekko kąty. Wystrzeliłem ok 15 szt. Nasłuchuję – słyszę chrzęst usuwanego zacięcia. Wykorzystuję ten moment i wkręcam się w lewą stronę. Delikwent zeskakuje z półki nad wejściem. Widzę jego nogi. Walę, leży. Wpierdalam się przez dziurę na niego i ciosem lufy w twarz gaszę mu światło. Koniec nerwówki.
Autor:
mł.chor.rez. Krystian Wójcik, Wójo
Ex operator i instruktor Pionu Szkolenia Jednostki Wojskowej Komandosów.