Kontynuujemy serię z cywila do Wojsk Specjalnych, czyli rozmowy z absolwentami kursu JATA. To drugą z trzech części serii – Absolwenci JATA. O sobie, drodze do wojska, marzeniach i wyzwaniach opowiada najlepszy kursant tej edycji JATA.
„Pochodzę z małej miejscowości w okolicach Poznania. Od zawsze miałem konkretny plan na życie – chciałem robić coś wyjątkowego, nieosiągalnego dla wszystkich.
Nie miałem planu na wojsko. Zacząłem o tym myśleć 3-4 lata temu. Ukończyłem technikum budowlane i do niedawna pracowałem za granicą. Wyjechałem do Szwajcarii w celach zarobkowych. Pracowałem na budowach. Po powrocie do kraju zajmowałem się nieruchomościami. Jednak to zawsze nie było to co pragnąłem robić. Ta myśl o wojsku musiała we mnie dojrzeć, ja musiałem dojrzeć do wojska.
Wielu znajomych odradzało mi wojsko. Pytali: po co ci to? A ja wymarzyłem sobie służbę w Wojskach Specjalnych. To było moje marzenie. Nie będę siedział w pracy przed komputerem. Obiecałem sobie, że nie przepracuję żadnego dnia, tylko będę robił wyjątkowe rzeczy i to będzie popychało mnie do kolejnego działania i jeszcze większych wyzwań. Może to wywoływać śmiech, ale ja za wiele lat chcę opowiadać najpierw dzieciom a potem wnukom o tym wszystkim co zrobiłem i nie będą to nudne opowieści.
Interesowałem się tematyką Wojsk Specjalnych, znałem jednostki i ich specyfikę. Jednak podejmując bardzo poważną decyzję o rozpoczęciu służby, zacząłem szukać informację o naborze. W Internecie znalazłem informację o kursie JATA – z cywila do Wojsk Specjalnych. Było tam wszystko daty, etapy, wymagania, dokumenty. Zameldowałem się w Krakowie na egzaminach, potem na kolejne etapy.
Jeśli ktoś myśli o Wojskach Specjalnych a jest cywilem, to kurs JATA jest właśnie dla niego ale trzeba się do tego przygotować. Nie możesz prowadzić życia typowego kanapowca przed telewizorem czy komputerem, który naoglądał się filmów albo przeszedł wszystkie poziomy w strzelankach i stwierdził będę żołnierzem Wojsk Specjalnych. Od 9 roku życia trenowałem tenis stołowy. W pewnym momencie mój klub się rozpadł. W sumie to chyba dobrze, ponieważ tak do końca nigdy nie czułem tenisa stołowego. Zająłem się kalisteniką oraz sportami wytrzymałościowymi i ekstremalnymi. To wszystko bardzo mnie pociągało. Mój aktywny tryb życia i potrzeba podnoszenia poprzeczki co raz wyżej były dla mnie naturalne. Gdybym zmuszał się do treningu i nie dawałoby mi to satysfakcji, nigdy nie zdecydowałbym się na Wojska Specjalne. Jednak sport to nie wszystko. Zawsze godziłem trening z obowiązkami w szkole. Dziś wiem, że było to potrzebne. Żołnierz Wojsk Specjalnych to nie tylko mięśnie ale to przede wszystkim głowa. To przyswajanie wiedzy i umiejętności, to kreatywne i nie szablonowe myślenie. Nigdy nie wiesz w jakiej sytuacji się znajdziesz. Od tego co masz w głowie i twojego wyszkolenia będzie zależało życie i zdrowie twojego zespołu, bezpieczeństwo ludzi, powodzenie zadania.
Rozpocząłem szkolenie w listopadzie. Przez pół roku miałem możliwość poznawać zasady działania Wojsk Specjalnych na lądzie, wodzie i powietrzu. Dla mnie osobiście najlepsze zajęcia były w wodzie. Woda to mój klimat. Raz po zadaniu taktycznym wracaliśmy na łodziach. Przepływaliśmy obok wielkiego podświetlonego wycieczkowca a masa ludzi wyszła popatrzeć. Wtedy wiedziałem, że jestem na tym miejscu, o którym zawsze marzyłem. Ktoś może powiedzieć, że zadzieram wysoko nos a ja byłem po prostu dumny, bo dużo to wszystko kosztowało.
Siłą kursu JATA są instruktorzy, kadra dydaktyczna. Przede wszystkim to ich wiedza i umiejętności nas kształtowały, nie wiedza książkowa ale bojowa. Kolejna rzecz to sposób przekazywania wiedzy i otwartość. Żadne pytanie nie pozostawało bez odpowiedzi. Ostatnia kwestia za którą warto podziękować to fakt, że nikt nas tu nie głaskał. Zostawiłem na kursie masę potu i serca ale otworzono przede mną furtkę do służby w Wojskach Specjalnych”.
źródło: Centrum Szkolenia Wojsk Specjalnych